Końca świata nie było, został
odroczony o kolejne kilka miesięcy, lat.. kto wie? Dostaliśmy więc
szansę na powitanie kolejnego roku – 2013. Mam nadzieję, że ta
trzynastka w dacie nie będzie przynosić pecha. Może nie bądźmy
przesądni.
Wszystko dla mnie w tym roku jest nowe
– pierwsza praca, pierwsze święta poza domem, pierwszy Sylwester
w Holandii. Chciałbym go spędzić podobnie jak w Polsce – miło i
w gronie dobrych znajomych.
Zrobiłem mały wywiad odnośnie
holenderskich zwyczajów sylwestrowych. Muszę przyznać, że nie
jest to jakoś szczególnie spektakularny dzień, ot –
impreza...ale z dużą ilością fajerwerków. Ale naprawdę dużą
ilością. Podobno może być prawie jak na wojnie :)
Element obowiązkowy sylwka – już o
tym wspominałem przy okazji wpisu na temat słodkości –
tłuściutkie niby pączki, czyli oliebollen. Są tego dnia i
wieczoru jedzone w hurtowych ilościach. Nie ma więc co się
odchudzać zaraz po świętach, bo nadrobimy w Sylwestra. Elementem
nieobowiązkowym wieczoru jest, o dziwo – szampan. Nie ma takiego
silnego nacisku na picie tego trunku. Bardziej popularne jest piwo.
Widziałem nawet kiedyś specjalne edycje, wypuszczane na sylwestra:
butelka półtoralitrowa, z szampanowym korkiem, a w środku
chmielowy napój. Też dobry pomysł. Nie każdy lubi słodkiego
szampana, a tak właściwie to wina musującego.
Najbardziej nie mogę się doczekać
momentu wybicia przez zegary północy. Nasłuchałem się już od
znajomych, Polaków jak i Holendrów, że wtedy to zaczyna się dziać
magia. Chodzi oczywiście o petardy :) Podobno w Holandii nie żałuje
się kasy na efekty pirotechniczne. Każdy chce wystrzelić
przynajmniej 50 euro w powietrze :)
Możecie zobaczyć na filmiku – niby
mała uliczka, trochę domków, a wybuchy jak na poligonie :)
Jak widać, Holendrzy lubią także
rozpalić sobie małe ognisko, ale chyba nie podpieką w nich żadnej
kiełbaski:
Nieuwjaarsduik – cóż to jest?
Najlepsze zostawiłem na sam koniec:
nie ma to jak się porządnie wykąpać w Nowym Roku. Najlepiej w
morzu. Zastanawiacie się pewnie „coo?”. W Holandii jest taki
osobliwy, ale mimo wszystko fajny zwyczaj wchodzenia do lodowatej
morskiej wody. To właśnie noworoczna zbiorowa kąpiel. Bierze w
niej udział bardzo dużo osób, można powiedzieć nawet, że
tysiące amatorów chłodnych fal.
(dziś dużo filmików
„instruktażowych”)
Holendrzy zasmakowali w lodowatej
kąpieli podobno już w 1960 roku, i tak im się spodobało, że
robią to do dziś na plaży Scheveningen. Może warto tego
spróbować, skoro ma tylu fanów?
A jak Wy spędzacie tego sylwestra?