Zaaklimatyzowałem się już w nowej
pracy i mam czas, aby napisać Wam o czymś bardzo ciekawym i jakże
ważnym dla każdego, kto wyprowadza się do kraju tulipanów,
wiatraków... goudy, boczku, frytek i... czy już wiecie o czym będę
pisał? :)
Wielu z Was po wyjeździe do Holandii
zaczyna tęsknić za obiadkami u mamy (ja też – moja mama
regularnie wysyła mi wałóweczkę). Nie wiem czy dlatego, że boi
się, że się zagłodzę, bo niby nie umiałem gotować. To fakt,
nie potrafiłem tego robić, bo nigdy nie próbowałem. A to dlatego,
że nie musiałem – mamusia zawsze robiła dobry obiad, więc po co
miałem się wtrącać? Ale jak wielu z Was wie, sytuacja życiowa
zmusza do różnych akcji, na przykład do przyrządzania posiłków,
i to na ciepło – wyższa szkoła jazdy :)
Oczywiście, pierwsze próby ugotowania
czegokolwiek jadalnego okazały się nieskuteczne. Jednak trochę
praktyki i człowiek zaczyna sobie radzić. Na szczęście podczas
etapu nauki miałem jeszcze zapasy jedzenia z Polski, miały się
dobrze w Holenderskiej zamrażarce. Chciałem, aby moja pierwsza
profesjonalnie przygotowana potrawa była chociaż trochę
holenderska. Przez to zacząłem interesować się tutejszą kuchnią.
Poczytałem trochę i wyedukowałem się.
W telegraficznym skrócie opowiem Wam o
kuchni holenderskiej. Niektórym wydaje się, że jest ona dosyć
uboga w składniki i zbyt prosta, ale ja myślę, że można z niej
wydobyć całkiem niezły potencjał.
Najpopularniejszymi rzeczami wkładanymi
do gara są ziemniaki (my, Polacy też je przecież lubimy, pod różną
postacią). Ziemniaki są obecne w wielu popularnych holenderskich
potrawach, szczególnie tych jednogarnkowych – niektórzy „nasi”
mówią na to eintopf z niemieckiego, czyli wrzucamy wszystko do
gara, mieszamy i jest git danie.
Holendrzy nazywają to Stampot.
Snert, czyli coś w stylu grochówki |
W Holandii do dużego naczynia do
zapiekania/gotowania wrzuca się ziemniaczki –
ugotowane i ubite – na przykład tłuczkiem,
jakieś warzywka i mięsko dobrze podsmażone. Ja osobiście
jestem bardzo mięsożerny i obiad bez mięsa to dla mnie nie obiad,
tylko sałatka albo przystawka. Pewnie wiele osób się ze mną
zgodzi, co? Stampot może być cebulowe,
warzywne, wszystko zależy od tego jaki kto sobie wymyśli dodatek do
ziemniaczków.
Informacja,
która może Was zadowolić to to, że w Holandii też jada się coś
w stylu naszej grochóweczki. Nazywa się to
Erweten
soep albo Snert,
więc jak zobaczycie taką nazwę w jadłodajni to
można śmiało brać.
Bomba kaloryczna - founde |
Smaczne w Holandii jest także founde,
choć nie jest to oryginalna holenderska potrawa. Jednakże Holendrzy
swój ser mają, i to bardzo dobry, dlatego korzystają z
dobrodziejstwa maczania różnych rzeczy w ciepłej, pysznej i gęstej
mazi. Nie jest to zbyt dobre dla figury, ale raz na jakiś czas można
zgrzeszyć.
Popularną
przekąską w barach szybkiej obsługi jest Frikandel – zmielone
mięsko. Niemcy również mają taką potrawę w swoich knajpkach,
ale Holendrzy również stworzyli swoją odmianę. Znacie może to
jedzonko?
Ciekawą potrawa jest kapsalon.
Ja to nazywam daniem warstwowym. Składa się z 3 pysznych pięter:
na parterze frytki, później na nie ląduje bardzo dobre mięsko w
stylu gyrosa czy sharmy i to na dodatek posypane serem. Żeby nadać
tej kompozycji trochę witamin i elementów, które ułatwią
spożycie takiej bomby kalorycznej, na górę sypie się suróweczkę.
To bardzo smaczny posiłek. Można go dostać w
większości barów, a także w budkach z kebabem i tego typu
miejscach.
Kapsalon - piętrowa uczta |
Samo danie nie
jest w 100% pochodzenia holenderskiego. Bo frytki są belgijskie,
kebab też jest „zapożyczony”, ale sam sposób ułożenia
warstwowego to wynalazek Holendrów.
Kolejna pozycja w dziale „spróbuj
koniecznie” to coś dla miłośników mięcha – kiełbasa. Nic
nie zastąpi tradycyjnej śląskiej zagryzanej suchą bułką na
przystanku w drodze ze szkoły, ale holenderska kiełbasa też daje
radę. Kiełba dodaje się, po uprzednim pokrojeniu, do potraw
jednogarnkowych, gotuje się w całości, często wędruje też do
grochówy.
Holenderskim frytkom należy się
oczywiście osobny wpis, nie tylko dlatego, że jestem ich wielkim
fanem, ale też dlatego, że jest to jedna z najpopularniejszych
potraw w Holandii, a do tego istnieje w wielu wersjach. Co prawda te
pyszne chrupiące ziemniaczki pochodzą z Belgii, ale na tyle dobrze
przyjęły się w kuchni holenderskiej.
O deserach też teraz Wam nie napiszę,
bo to bardzo duże pole do popisu-wpisu :). Poświęcę im najbliższy
post :)
Zatem ujawniam sekret: moją pierwszą
samodzielnie przyrządzoną potrawą była ta „jednogarnkówka”.
I uwaga, była smaczna :) Nikt nie ucierpiał, a dużo osób
degustowało. Miałem w lodówce dużo kiełbasy, wystarczyło
dokupić ziemniaków, marchewki...
Chcecie przepis? Jak będziecie chcieli
to podam :P