czwartek, 27 grudnia 2012

Sylwek w Holandii

Końca świata nie było, został odroczony o kolejne kilka miesięcy, lat.. kto wie? Dostaliśmy więc szansę na powitanie kolejnego roku – 2013. Mam nadzieję, że ta trzynastka w dacie nie będzie przynosić pecha. Może nie bądźmy przesądni.
Wszystko dla mnie w tym roku jest nowe – pierwsza praca, pierwsze święta poza domem, pierwszy Sylwester w Holandii. Chciałbym go spędzić podobnie jak w Polsce – miło i w gronie dobrych znajomych.
Zrobiłem mały wywiad odnośnie holenderskich zwyczajów sylwestrowych. Muszę przyznać, że nie jest to jakoś szczególnie spektakularny dzień, ot – impreza...ale z dużą ilością fajerwerków. Ale naprawdę dużą ilością. Podobno może być prawie jak na wojnie :)

Element obowiązkowy sylwka – już o tym wspominałem przy okazji wpisu na temat słodkości – tłuściutkie niby pączki, czyli oliebollen. Są tego dnia i wieczoru jedzone w hurtowych ilościach. Nie ma więc co się odchudzać zaraz po świętach, bo nadrobimy w Sylwestra. Elementem nieobowiązkowym wieczoru jest, o dziwo – szampan. Nie ma takiego silnego nacisku na picie tego trunku. Bardziej popularne jest piwo. Widziałem nawet kiedyś specjalne edycje, wypuszczane na sylwestra: butelka półtoralitrowa, z szampanowym korkiem, a w środku chmielowy napój. Też dobry pomysł. Nie każdy lubi słodkiego szampana, a tak właściwie to wina musującego.

Najbardziej nie mogę się doczekać momentu wybicia przez zegary północy. Nasłuchałem się już od znajomych, Polaków jak i Holendrów, że wtedy to zaczyna się dziać magia. Chodzi oczywiście o petardy :) Podobno w Holandii nie żałuje się kasy na efekty pirotechniczne. Każdy chce wystrzelić przynajmniej 50 euro w powietrze :)

Możecie zobaczyć na filmiku – niby mała uliczka, trochę domków, a wybuchy jak na poligonie :)


Jak widać, Holendrzy lubią także rozpalić sobie małe ognisko, ale chyba nie podpieką w nich żadnej kiełbaski:


 
Nieuwjaarsduik – cóż to jest?

Najlepsze zostawiłem na sam koniec: nie ma to jak się porządnie wykąpać w Nowym Roku. Najlepiej w morzu. Zastanawiacie się pewnie „coo?”. W Holandii jest taki osobliwy, ale mimo wszystko fajny zwyczaj wchodzenia do lodowatej morskiej wody. To właśnie noworoczna zbiorowa kąpiel. Bierze w niej udział bardzo dużo osób, można powiedzieć nawet, że tysiące amatorów chłodnych fal.

(dziś dużo filmików „instruktażowych”)


 
Holendrzy zasmakowali w lodowatej kąpieli podobno już w 1960 roku, i tak im się spodobało, że robią to do dziś na plaży Scheveningen. Może warto tego spróbować, skoro ma tylu fanów?

A jak Wy spędzacie tego sylwestra?

2 komentarze:

  1. Też tak zareagowałam jak zobaczyłam tłum lecący do wody, a może to ich sposób na kaca? :P Witam i pozdrawiam noworocznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka kąpiel musi być odświeżająca/regenerująca... tylko jak się zmusić do wejścia do tak zimnej wody? Nogi to jeszcze pół biedy, ale jak przyjdzie do zamoczenia brzucha to robi się gorzej. Chociaż czy 40 000 osób może się mylić (tyle w tym roku podobno łącznie kąpało się w holenderskich wodach - rekord)? Coś w tym musi być :)

      Usuń