Charakterystycznym elementem Amsterdamu jest Dzielnica
Czerwonych Latarni, która sławna jest na całym świecie. Jest odwiedzana przez
mnóstwo turystów, głównie z ciekawości, ze względu na swój dosyć nietypowy
charakter, jak i aspekty związane z kulturą oraz historią tego miejsca. Skąd
wzięła się w ogólne nazwa tej dzielnicy? Czy warto choć na chwilę się tam
zapuścić? Jasne!
Rosse buurt, czyli
Dzielnica Czerwonych Latarni – nazwa pochodzi od lamp, które swoim kolorem
oznaczały domy publiczne. Takich miejsc na świecie jest trochę. Nie tylko w
Holandii. Ale jedno z tych najsłynniejszych znajduje się właśnie w tym kraju, w
Amsterdamie - De Wallen. To dosyć duży obszar – aż 6500 metrów kwadratowych, na
których znajduje się mnóstwo sklepów z akcesoriami erotycznymi, małe muzeum seksu
(większe znajduje się w innej części miasta), kluby ze striptizem oraz naprawdę
wiele pokoików, w których siedzą miłe panie chętne do zaoferowania uciech
cielesnych.
Czy trzeba się bać
tego miejsca czy można tam wejść „na luzie”? Oczywiście, że nie ma tam nic
strasznego, ta część miasta odwiedzana jest przez całe mnóstwo turystów i nie
jest zarezerwowana wyłącznie dla grupy konsumentów usług seksualnych. Obecność
na tej dzielny nie jest równoznaczna z deklaracją chęci korzystania z usług dam
do towarzystwa – nie martwmy się więc, nie będziemy tam tak postrzegani. Nie
mniej jednak odradzałbym zapuszczać się w te rejony rodzinom z dziećmi – niczym
na wystawach sklepowych panie prezentują to, co mają najlepszego do
zaoferowania – pozują w seksownej bieliźnie, wyginają się i tańczą :)
Zastanawiacie się
jak to możliwe, że to wszystko jest legalne. Od 1988 roku uznano, że można
oferować usługi seksualne legalnie, ale nie na ulicy. Dlatego też De Wallen
pełne jest witryn, z których przechodnie mogą poznać aktualną „ofertę”.
Działają także domy publiczne. Mimo że prostytucja jest legalna, nie eliminuje
to jednak problemu nieczystego seks-biznesu.
Pomnik nieznanej prostytutki |
Wracając do tematu
muzeum seksu. Amsterdam, jak już zapewne wiecie, jest miastem gdzie jest
najwięcej muzeów – ponad 40 budynków, z tego co pamiętam. I znajdziecie tam
dosłownie wszystko – jest muzeum Heinekena, Van Gogha, piłki nożnej i…
oczywiście seksu (są dwa – jedno małe na De Wallen, i jedno większe). To
najbardziej popularne zwie się Venus Temple, czyli Świątynia Wenus. Zdania na
temat tej jakże interesującej atrakcji są podzielone - część moich znajomych mówiła, że bawiła się
tam przednio (nie wiem na czym ta zabawa mogła polegać :)), a część mówiła, że kupienie biletu to
wyrzucenie pieniędzy w błoto, że nie warto tam się wybierać – jest to po prostu
lep na turystów. Zdania są zatem podzielone. Co możemy znaleźć w Muzeum Seksu?
Na pewno archiwalne zdjęcia i rysunki, a także ciekawe rzeźby… Nie będę się
zagłębiał w opisywanie ekspozycji.
Te opisy pokazują
jak bardzo liberalne podejście mają Holendrzy do spraw związanych z
cielesnością :)
prostytutka na cokole ma na imię Bella
OdpowiedzUsuń