piątek, 15 lutego 2013

O co tyle dymu?



Bulldog - chyba najstarszy coffeeshop w Amsterdamie
Coffeeshop? Coś jak nasza kawiarnia, ale z unoszącą się szarawą mgłą? Niezupełnie. Dziś poruszę temat tego jakże charakterystycznego dla Holandii miejsca. Krąży o nim wiele historii, chce je odwiedzić chyba każdy turysta, choćby po to, aby zobaczyć jak w środku wyglądają kultowe i znane na całym świecie „kofiki” – jeden z nieoficjalnych symboli Holandii. 

Może zaczniemy od początków Coffeeshopów w Kraju Tulipanów. Zaczęły one swoją działalność już w latach siedemdziesiątych. Właśnie w tym okresie holenderski rząd zaakceptował podział na miękkie oraz twarde narkotyki. Jak się oczywiście domyślamy, marihuanę zaliczono do grupy tych miękkich, tak jak zresztą haszysz. I w ten sposób holenderskie prawo zezwala na sprzedaż marihuany w małych ilościach (czyli maksymalnie 5 gramów). Podział na dwa rodzaje narkotyków miał za zadanie w pokrętny troszkę sposób przeciwdziałać narkomanii. Legalizacja miękkich narkotyków miała odciągnąć od używania tych bardziej poważnych środków. Choć legalizacja to chyba niedobre słowo, ponieważ używanie zioła w Holandii nie jest legalne, ale tolerowane. Znaczy to, że nie pochwala się go, ale nie ma czegoś takiego jak kara za palenie. To się chyba nazywa depenaltyzacja.


Na drzwiach można dostrzec biało-zieloną nalepkę
Obecnie coffeeshopom przydziela się specjalną licencję na działalność. Aby prowadzić taki biznes, należy posiadać zezwolenie. Świadczy o tym specjalna biało-zielona naklejka znajdująca się na drzwiach lokalu. Łatwo stracić także taką licencję, na przykład wpuszczając do lokalu osoby nieletnie lub sprzedając zbyt dużą ilość jednemu delikwentowi. Naklejka ta nie pozwoli nam się pomylić, jeśli przyjdzie do wyboru lokalu na wieczór – czy chcemy odwiedzić zwykły pub czy może miejsce z czymś „innym”. 


Na terenie całej Holandii jest ponad 800 coffeeshopów. Całkiem dużo, jak na tak mały kraj.
 
A czym się rożni coffeeshop, coffeehouse i cafe? Są to różne pojęcia. Coffeehouse nie zajmuje się sprzedażą marihuany. Z kolei cafe to bardziej miejsce w stylu pubu lub baru. A w coffeeshopie raczej nie napijemy się alkoholu, ponieważ prawo zabrania sprzedaży tych dwóch używek pod jednym dachem. Jest tak od roku 1995. Jednak od tej daty zabroniono otwierać nowych lokali, a te które trudniły się sprzedażą piwa oraz trawki trwały jeszcze do 1997 roku. Później stanęły jednak przed wyborem: alkohol albo marihuana. Podobno większość z nich opowiedziała się za sprzedażą tego drugiego. Widać więcej mamony daje kolor zielony (dolary są, zielone, a euro nie :).
 

Najwięcej coffeeshopów znajduje się oczywiście w Amsterdamie, jednak w innych holenderskich miastach też z łatwością je znajdziemy. Ale to właśnie te najsłynniejsze znajdują się w stolicy, gdzie wybór lokali jest ogromny, szczególnie w popularnej i znanej na całym świecie dzielnicy De Wallen, rozpoznawanej przede wszystkim jako dzielnica czerwonych latarni (kiedyś tez może o tym napiszę…)


Coffeeshopy są tak charakterystycznym miejscem dla Holandii, także nawet jeśli ktoś z Was nie ma zamiaru próbować tamtejszych specjałów, moim zdaniem warto wejść, aby zobaczyć jak wygląda to miejsce, w celach czysto krajoznawczych. Niekiedy takie knajpki są naprawdę ciekawie urządzone – oryginalny, niecodzienny wystrój, czasem jest pstrokato, czasem tajemniczo…


Ps. Oczywiście tekst ten jest czysto informacyjny, nikogo nie namawiam do korzystania z oferty coffeeshopów :)

1 komentarz: